wtorek, 30 sierpnia 2011

Za lasami, za bagnami, za miejskimi wsiokami

Mam nadzieje, że tytuł nikogo nie uraził, ale tylko tak mogę wyrazić mój chwilowy (lub nieco dłuższy) ludziowstręt. Ciągle szukam przyczyny, jednak to bardziej skomplikowane niż można przypuszczać. Póki co trzymam niechęć w kieszeni i staram się zwalczyć "to coś" w samej sobie więc proszę się nie bać - nie ugryzę.
Jakoś dziś zdania mi się nie kleją, jak zwykle ale mniejsza o to, chciałam tu napisać coś o różowych księżniczkach wypuszczających swe długie złociste warkocze przez okno pięknego pałacu, po których to miałby się wspiąć ten książe przybyły na białym koniu, aby ucałować prześliczną księżniczkę ratując ją w ten sposób przed złymi stworami... ale patrząc na Margoniński pałac widzę inną bajkę, choć pałac piękny, zachwyca w dzień i w nocy, z zewnątrz i od środka to tak mi jakoś, może od słońca, a może to ten ludziowstręt wysysa ze mnie resztki rozumu, a może taka się już urodziłam... Jest księżniczka - wredota, wypuszcza kołtuny, przybywa chłopina na łaciatym prosiaku?! (nic nie poradzę) z mieniącą się w słońcu maszyną, wspina się dzielnie po tapirze dziewczyny i pozbywa się paskudztwa - w sensie włosów. Księżniczka w szoku, odważnego zżera przerażenie własnym czynem, chce uciec w obawie przed reakcją "ofiary", gdy ta rzuca mu się na szyję i szepcze "dziękuje". Jest radość, jest i pocałunek... a dalej nuda jaką kończy się każda bajka: ... i żyli długo i szczęśliwie! 
Może by sobie też sprawić taką ulgę i ciachnąć to co codziennie rano wygląda jak kłaczek co utkwił kotu w gardle? Już tylko połowa została... Od rzeczy, do rzeczy... Parę fotek z pleneru w Margolinie - kto nie był niech żałuje, kto był... to był ;)








 
 














1 komentarz: